Categories
po polsku

DRM i reklamy – blokować czy nie?

Paweł Wimmer napisał o DRMach i blokowaniu reklam. Przyjdzie mi się z nim absolutnie nie zgodzić…

Reklamy – zło konieczne?

Zacznijmy od reklam. Paweł pisze, że reklamy to gwarancja, dzięki której mamy pewność, że wiele rzeczy będzie darmowych. Że to niezbędny, immanentny element rynku Internetowego i wszelkie AdBlocki są szkodliwe, bo “psują” ten rynek… gdy czytam takie słowa, to mi się nóż w kieszeni otwiera… jak wąsko myśleć nauczyli nas panowie o reklam – jak bardzo niezbędni się stali i jak nieśmiertelnie ważni – skoro już świata bez ich “tworów” nie widzimy…

Dodatkowo, Paweł pisze, że “jest ekonomistą i ma podejście pragmatyczne” – gdzie tu pragmatyzm Pawle? Apelowanie do “świata jako takiego”, aby w imię wyższych, abstrakcyjnych, wartości zgodził się na to co mu się nie podoba, aby zachować “równowagę” na rynku? Toż to jak z najlepszych ideowych przemówień towarzyszy, a do pragmatyzmu ma się jak choinka do wielkanocy…

Spróbujmy mojego pragmatyzmu. Ludzie są masą. Masa jako taka w demokracji liberalnej nie daje się świadomie do niczego zmusić. Sterować nią można poprzez zabiegi socjotechniczne tworząc w umysłach masy wrażenie, że “właśnie tego chce”. Tylko tak. Jeśli nie uda się nam przekonać ludzi, że “tego chcą” i to w sposób absolutnie bezpośredni (vide – reklama jako wartość sama w sobie, coś czego pragniesz i co wzbogaca Twoje życie) to ludzie reklam nie będą chcieli. Koniec. Kropka. Więcej filozofii w tym nie ma.

Teraz tak, tym co trzyma reklamy na powierzchni wody jest ich rola we współczesnym rynku. Są niezbędne, bo mało kto umie inaczej zarabiać. Bez nich wiele firm by upadło zanim odkryłoby swoje miejsce i metody na zarabianie nie wymagające reklam. Zgoda.

Zatem mamy bezpośredni konflikt na linii użytkownik – firma. Użytkownicy reklam nie chcą, firmy ich potrzebują. Cienki balans jest utrzymywany ponieważ jawne blokowanie najbardziej przeszkadzających reklam zostało włączone domyślnie, a blokowanie wszystkiego innego wymaga aktywnego posunięcia (np. instalacja rozszerzenia do Firefoksa) co powoduje, że Ci którzy chcą to blokują, a absolutna większość, która nie ma tyle motywacji ogląda reklamy. Wilk syty i owca cała. Na tych, którzy blokują reklamy i tak nie da się zarabiać (bo są to ludzie, którzy reklam nienawidzą, narzekają na nie i z nimi aktywnie walczą), więc to nawet nieźle, że maja te swoje AdBlocki, bo siedzą cicho i są zadowoleni, podczas gdy 98% dalej ogląda reklamy. Czysty zysk dla obu stron.

Mogę zatem postawić tezę, że AdBlock jest dobry.

Ale to nie o to przecież chodzi. Jest jasne, że taka sytuacja jest tymczasowa. Jest oczywiste, że możliwości blokowania reklam są znacznie dalej idące niż możliwości twórców reklam do kombinowania z obchodzeniem adblocków. Prosta ścieżka ad-absurdum prowadzi do twórców reklam generujących losowe obrazki we flashu wstawiane w zdjęcia, a autorów przeglądarek zaprzęgających mechanizmy p2p do wymiany informacji między kręgami użytkowników w taki sposób, że jeden element oznaczony jako “reklama” przez X użytkowników jest blokowany automatycznie u reszty z danego kręgu społecznego, oraz wykorzystania filtrów baysowskie do wychwytywania potencjalnych junk-maili wraz z analizą obrazów.

Kto wygra? Oczywiście, że my. Tylko jakim kosztem? Na ile zepsujemy sieć?

I tu dochodzimy do kolejnego elementu. Kierunek sieci jest absolutnie przeciwny do tego w jakim należałoby iść, aby tworzyć dobre miejsce dla reklam. Świat cyfrowy jest niemożliwy do ochrony przed łamaniem, wszystko co jest cyfrowe jest do złamania, dlatego wszelkie systemy DRM nie mają szans na przetrwanie, ale o tym później. Na razie skupmy się na tym, że jak coś jest cyfrowe to da się potraktować algorytmem. Na dodatek WWW idzie w stronę sieci otwartej, z obsługą standardów, otwartymi formatami, SVG zamiast Flasha (lub inny otwarty format, choćby i od Adobe), XUL, XBL, XAML, RSS… To wszystko jest otwarte, da się to odczytać, przeanalizować, przefiltrować i wybrać to co chcemy obejrzeć. Nasza przeglądarka będzie niedługo w stanie poprzekładać elementy na stronie zgodnie z naszym życzeniem, i tzw. “theme” strony będzie jedynie domyślna propozycją, z której sami wybierzemy co i jak ma być pokazane za pomocą prostych mechanizmów Drag&Drop. (vide – platypus). Idąc dalej na swojej przeglądarce będziesz oglądał własnoręcznie poukładane kawałki stron – przeciągasz blok newsów z onetu, listę ostatnich postów z mozillapl.org i tak dalej, układasz to na pustej stronie domowej i oglądasz tak jak Ty lubisz. Jak sądzisz… co stanie się z reklamami? 🙂

Dokładnie. Zabraknie dla nich miejsca. Te tekstowe przefiltruje nam filtr baysowskie, te graficzne też, albo odrzuci AdBlock… Idziemy dokładnie w tym kierunku i walka z wiatrakami jest może i szlachetna, ale mało przyszłościowa. Post Pawła wpisuje mi się idealnie w sposób myślenia, którego modelowymi reprezentantami są dla mnie konserwatywne władze wierzące, że jak się zabroni narkotyków to one znikną. Otóż nie. Nie znikną, co więcej, pieniądze z nich będzie zarabiać mafia zamiast państwa. Raz wynalezionej rzeczy nie da się schować pod dywan i udawać, że to nie moja broda. Narkotyki, broń atomowa, technologie cyfrowe, wirusy, adblocki, filtry baysowskie – chwalimy to czy nie, to już jest. I będzie z nami na zawsze.

Mam jednak także dobrą nowinę. Zanikanie reklam nie wpłynie znacząco na istnienie biznesu, darmowych produktów i tak dalej. Świat się nie zawali, apokalipsa nie nadejdzie i generalnie – będzie nieźle 😉 Ot, parę osób będzie musiało znaleźć nową pracę i strasznie będzie zawodzić, bo im w tej dobrze i miękko, i myśleć za bardzo nie muszą… a tu nagle…

Nie stanie się to dziś ani jutro – aktualnych pracowników agencji reklamowych uspokajam sumiennie. Ale stanie się. W erze cyfrowej nie ma racji bytu nic czego użytkownik nie chce, albo nie wydaje mu się że chce. Dlatego, aby w przyszłości zarabiać, będzie trzeba znacznie bardziej się wysilić, aby wymyśleć model biznesowy, metodę zarabiania, która zadziała w przypadku danego biznesu. Zniknie “uniwersalna” metoda – reklamy, a w zamian za to pojawią się miliony modeli dopasowanych do danego rynku, danej witryny, danej firmy. Każdy będzie sobie radził i przetrwają Ci, którzy będą pomysłowi. Rozejrzyjcie się już dziś – zapewniam Was, że korzystacie z przynajmniej kilku serwisów, które nie zarabiają na reklamach a są dochodowe 😉

DRM – Digital Restrictions Mechanism – Apage!
Paweł opisał też jego punkt widzenia na DRM. Dość niewnikliwy, powiedziałbym punkt widzenia. Ot, taki tam system, może ciutkę zbyt restrykcyjny, ale za to jakże wspaniale pozwalający zapewnić należyty dochód autorom… Pięknie ujęte, absolutnie nieprawdziwe.

Przed dalszą lekturą tego postu, radzę czytelnikowi zapoznać się z książką Lawrenca Lessiga – Wolna Kultura – dostępnym za darmo, o tutaj. Zakładając, że książke macie już przeczytaną i historia prawa patentowego w USA jest Wam znana, przejdźmy do tego czym jest DRM.

Nie będę się rozwodził, opisywał tego z każdej strony, bo lepsi zrobili już to za mnie, przede mną i znacznie lepiej. Skupmy się na jednej rzeczy. Na zmianie paradygmatu. Na tym co nastąpiło w prawie patentowym w USA, i na tym co robi DRM z prawami autorskimi. Odwrócenie ról.

Podstawowy model zachowania użytkownika z zakupioną, dajmy na to, piosenką jest taki, że po jej zakupie, idę do domu, słucham co pewien czas, choćby do końca życia, ciesze się, dystrybutor zarobił, odpalił troszkę z tego autorom i wszyscy są happy. Schemat ogólny działa. Bez DRM istnieje rosnące ryzyko, że piosenkę ukradnę, z DRM ryzyko maleje. Hurra!

Przyjżyjmy się temu bliżej. W modelu bez-DRM przychodził taki dzień, że piosenka Krzysztofa Piaseckiego “Hotel Kalifornia”, będąca pięknym coverem opowiadającym o Polsce za komuny, okazywała się być, świnia jedna, na płycie winylowej mojej Mamy. Zatem ostatnią rzeczą jaką się robiło przed wyrzuceniem ostatniego adaptera było przegranie jej na kasetę… Potem z kasety na płytę CD, aby wreszcie wylądowała w odtwarzaczu Mp3, a za 10 lat kto wie w czym nowym wyląduje… W świecie z DRM, tej piosenki już nie ma. Ona nigdy nie została przekopiowana na kasetę. Nie miała prawa. Wytwórni muzycznej nie obchodzi, że za 20 lat będziesz chciał swoje ulubione kawałki przekopiować na technologie, które wówczas będą używane. Najwyżej kupisz jeszcze raz. Ryzyko, że przekopiujesz piosenkę koledze jest dla nich na tyle duże, że muszą się przed tym obronić, a koszt w postaci Ciebie nie mogącego zachować swojego utworu za lat X ich absolutnie nie obchodzi. Nie kalkuluje im się wydawać ogromnych miliardów dolarów, aby spróbować stworzyć coś, co Cie w taki sposób nie ograniczy, wolą tańszym kosztem stworzyć coś co spełni minimalne ich wymagania – ograniczy Ciebie tak jak oni chcą. Reszta ich nie obchodzi.

Następna sprawą jest dobro kultury. Utwór zabezpieczony DRMem nie jest nim. Jest on małą paczuszką pozwalającą Ci w ściśle określonych warunkach, w ściśle przewidziany sposób, odwtorzyć pewne dobro kultry, które po zaplanowanym czasie znika. Jest usuwane. Koniec. Miliardy piosenek, książek, filmów, zabezpieczone w ten sposób, będą po kolei znikały, a oryginały pozostaną tylko i wyłącznie w rękach dystrybutorów, zakładając, że będzie im się opłacało je przechować. Bo jeśli nie…

Jak wiadomo firmami kieruje dryf oznaczony opłacalnością ekonomiczną, tak jak ludźmi dryf oparty na lenistwie. Więc kiedy następuje odwrócenie ról, i nagle przestaje być tak, że to firma musi walczyć i starać się utrzymać swoje utwory by móc na nich zarabiać, a zaczyna być tak, że firma automatycznie blokuje wszystko, a musi wydać pieniądze, aby pozwolić na coś z czego nie ma zysku (ot choćby zachować dobra kultury, pozwolić ludziom przenieść utwory na nowe nośniki, albo zrobić z nimi cokolwiek innego, nieprzewidzianego w momencie wydania przez autorów) to jest oczywiste, że tego nie zrobi.

Po prostu ekonomicznie jej się to nie opłaca. Koniec. Kropka. Wszystko inne nie jest ważne. Firma staje się panem, właścicielem wszystkiego po wsze czasy. Decyduje o tym czy swoją piosenkę możesz odtworzyć w niebieskim samochodzie, czy zielonej łazience, ile razy, w jakich godzinach i po którym innym utworze. Może Cię zablokować jak chce, tak aby jej się to opłacało. Tak jak jest to zgodne z jej interesem.

Oczywiście, świadomie nie mówię tu nic o autorach. Wszak chyba nikt nie wątpi, że pieniądze o które tu idzie nie mają nic wspólnego z dochodami autorów, twórców, tylko wytwórni i dystrybutorów. To one walczą zawzięcie, aby Myszka Miki wciąż była chroniona prawem autorskim choć od jej stworzenia mija 80 lat! Takiej wytwórni nie obchodzi czy Myszka Miki przetrwa w jakiejkolwiek formie w naszej kulturze, albo czy Ty drogi użytkowniku zachowasz swój ulubiony film z nią, kiedy ta wytwórnia przestanie już na tym zarabiać. Możesz nie zachować. Świat może ją stracić. Firma ma to głęboko w d…, bo ekonomicznie jej to zwisa i powiewa.

I DRM jest systemem, który umożliwia takie ekonomicznie nieocenialne straty, a sprawia, że firma musi chcieć i wydać, aby to się nie stało. Jak sądzisz? Zrobi to?

DRM to system, który zakłada, że jesteś niedojrzały, zły i szkodliwy i należy Cię kontrolować, zabraniać, ograniczać wszystko prócz tego co firma zaplanuje Ci pozwolić, bo jej się opłaca. Kto jest celem – człowiek czy firma? Pod kogo powinno być pisane prawo, pod ludzi czy firmy? A co jeśli interesem firmy jest zaszkodzić Tobie, po czyjej stronie powinno stanąć prawo?

Podumowując, oczywiście, zgadzam się z Pawłem, że zarabiać trzeba. Że rolą firmy jest zarabiać, ale uważam, że najgorsze co można zrobić, dla rozwoju i przyszłości, to pozwolić firmom osiąść na laurach, dać im wszystko czego pragną, aby mogły spokojnie leżeć i ssać pieniądze. W ten sposób nie stymuluje się innowacji, rozwoju, tworzenia. W ten sposób się to zabija. DRM jest mechanizmem, który powoduje, że nie tylko firma zaczyna być ważniejsza od człowieka, ale też, że wielkie korporacje mogą nic nie robić, aby pozostać wielkimi i trzymać wszystko w łapie. Podstawą liberalnego rynku są firmy małe, tworzące co chwila nowe rzeczy, rozwijające się, pomysłowe. DRM jest nacelowany na ogromne korporacje chcące przez dziesiątki lat zarabiać na Myszce Miki – ile się da, i nie musieć nic nowego wymyślać.

Szkodliwe jest prawo, które uczy, że autor zamiast tworzyć przez 80 lat, może siedzieć na d… i zarabiać na swoim pierwszym utworze… A każdemu kto zacznie gadać o “kosztach stworzenia, laboratoriach i takich tam” wskazuję dwa adresy. Pierwszy, Drugi. Po więcej, odsyłam do odpowiedniego rozdziału o piractwie w Wolnej Kulturze.
Polecam też filmik na temat Trusted Computing, ot tak, do przemyślenia…

42 replies on “DRM i reklamy – blokować czy nie?”

Bayesian Filters…

Związek frazeologiczny bayesian filter pochodzi od nazwiska brytyjskiego matematyka Thomasa Bayesa. Jakkolwiek samo złożenie tych dwóch słów (wprowadzone przez Paula Grahama) jest semantycznym nadużyciem (oryginalny filtr poparty jest wątp[…]…

Ja stosuję prostą metodę: webmaster mnie nie szanuje wykonaniem i nachalnością reklam – ja ze swojej strony odcinam mu źródło dochodów.
I koniec, kropka i kosa pod żebra 😉

Zgadzam się z Tymi tezami, które zdążyłem tu przeczytać, bo wpis jest trochę rozwlekły 😉 Generalnie podejście do ekonomii “nie blokujcie reklam, bo Sieć ich potrzebuje” jest dla mnie osobiście anty-rynkowe. Bo ludzie są cześcią rynku, a nie jego niewolnikiem. I jeśli inni graczej na rynku (osoby chcące się reklamować) nie wezmą pod uwagę zmiany technologicznej to mogą przegrać. I to jest najprawdziwsze, wolnorynkowe podejście 😀

Ja ograniczyłem swój wpis do uwypuklenia prostej antynomii – albo płacimy i dostajemy, albo nie płacimy i nie dostajemy. Tu nie ma wielkiej filozofii. Masz prawo, internauto, wybrać swój sposób działania, ale miej świadomość konsekwencji.
Podkreśliłem też swój wybór – oglądam reklamy i cieszę się Fotosikami, bezpłatnymi kontami pocztowymi etc. Jedyne moje wezwanie to końcowe “nie niszczny…”. I tyle. Żadne tam “musisz”.
Błagam, nie wmawiaj mnie i czytelnikom, że ulegam sposobowi myślenia reklamodawców i reklamobiorców. Ulegam jedynie zdrowym zasadom ekonomii, jakie zdołano mi wpoić na studiach.

Pawle: ależ właśnie ulegasz przekonaniu, że musisz oglądać reklamy (w uproszczeniu(, aby cieszyć się bezpłatnymi kontami pocztowymi. Ulegasz przekonaniu, że jedno jest od drugiego bezpośrednio zależne. To nieprawda.

Poprawiłem “baysowskie” – dziękuje uważnym 🙂

Nie ma darmowych obiadów – ktoś musi za nie zapłacić. Powiedz mi zatem, kto i jak. O ile wiem, głównym źródłem dochodów wielu popularnych serwisów jest dzisiaj reklama.

Paweł – obraz który kreślisz jest niepełny. Zgadzam się z porównaniem: jest zysk – jest strona, ale Ty to przekładasz na porównanie: są reklamy – jest strona. A to przecież nie jest to samo. Musimy wziąść pod uwagę ogół warunków rynkowych, a nie tylko “zasady” ekonomiczne, bo takie sztywne zasady są antyrynkowe.

NoAdBlockowi idioci……

W Internecie można znaleźć wszystko. To wyświechtane stwierdzenie, ale kompletnie nie traci na aktualności. Na ogół szukamy tam konkretnych i wartościowych informacji, ale czasem widzimy również te, których nie wyprodukowały lotne umysły. ……

Mam prośbę: sprawdźcie znaczenie słowa pragmatyzm i praktycyzm. Według mnie to dwa różne słowa. Nie powinno się ich używać zamiennie. Za wiki:

Pragmatyczna teoria prawdy zakłada, że użyteczność stanowi kryterium prawdziwości sądów i pojęć. Na przykład sądy naukowe są prawdziwe, ponieważ przyjmując je za prawdziwe możemy bardziej skutecznie postępować. Podobne kryterium można zastosować wobec pojęć religijnych, czy też zdań potocznych. W ten sposób pojęcia umysłu ludzkiego zostały zestawione z instynktami, które również są podporządkowane skutecznemu postępowaniu. Poznanie temu służy i nie ma innego kryterium: działanie jest zasadniczą potrzebą człowieka, a poznanie – czy to naukowe, czy też potoczne – pełni wobec działania pomocnicze funkcje. Taka teoria prawdy przeciwstawiała się klasycznej teorii (którą James nazwał “teorią widza”), zgodnie z którą prawda jest odpowiedniością pojęć wobec rzeczywistości. Pojęcia nie mogą odpowiadać rzeczywistości – są tylko narzędziami działania.

Praktycyzm zaś to to, co mieliście na myśli pisząc swoje wpisy. A generalnie zgadzam się z Autorem wpisu 🙂 Reklama nie jest gwarantem wolności czy darmowości czegokolwiek. Nigdy też dobrowolnie nie kliknąłem w żadną reklamę jaką widziałem w sieci…

P.S.
Czy istnieje możliwość wyłączenia automatycznego podglądu wiadomości podczas pisania tejże? Strasznie spowalnia to proces wyświetlania i obciąża mój niezbyt szybki sprzęt w 100%.

Ja ograniczyłem swój wpis do uwypuklenia prostej antynomii – albo płacimy i dostajemy, albo nie płacimy i nie dostajemy. Tu nie ma wielkiej filozofii.

Przepraszam, ale Ty to na serio? Naprawdę nie dostrzegasz szeregu innych rozwiązań, o których m.in. wspomina Gandalf? Jeżeli tak, to bardzo mi przykro, najwyraźniej chodziłeś na te same zajęcia, na które uczęszczali szefowie koncernów muzycznych…

W świecie z DRM, tej piosenki już nie ma.

Pozwolę się w pewien sposób nie zgodzić. IMO w świecie z DRM tej piosenki nie kupisz, lub jeśli kupisz to i tak skopiujesz i będziesz miał gdzieś co myśli o tym paragraf.
Nie używam od lat kopiowanego software, muzyka której słucham pochodzi z “legalnych” płyt CD. Filmy oglądam w kinie, a płyty DVD z filmami kupuję w gazetach dla pań 😀 te zresztą pewnie znikną bo może się nie opłacać ich “zaszyfrowanie” 😉
Jedynym co może mnie zmusić do poszukiwania muzyki w P2P może być informacja, że kupionego albumu nie da się przenieść do komputera, odtwarzacza MP3, gdziekolwiek. Nie kupię, bo dla mnie płuta CD ze sklepu to backup, zwykle odczytuję ją raz za pomocą sound-juicera i koniec.
Wierzę, że nie jestem jedyny który tak do problemu podchodzi, a skoro tak to promujący w tej chwili DRM jako jedyne rozwiązanie mogą się mocno zdziwić. Jeśli są Twórcy, którzy w DRM widzą szanse na zwiększenie swoich dochodów to Ci z kolei zdziwią się na pewno. Bo ewentualny (i nie pewny) wzrost dochodów pójdzie na pokrycie kosztów wprowadzenia DRM i utrzymania tajnych baz kluczy szyfrujących klucze do kluczy 😉 Jeśli jest ktoś kto wierzy, że choć część tej kasy trafi do autorów to IMO jest śmieszny.

Cóż dodać, właściwie wszystko zostało powiedziane i o DRM, i o reklamie w sieci. Popieram poglądy gandalfa, kto nie będzie chciał oglądać reklam to i tak ich nie obejrzy.

@Mikołaj:

“Przepraszam, ale Ty to na serio? Naprawdę nie dostrzegasz szeregu innych rozwiązań, o których m.in. wspomina Gandalf? Jeżeli tak, to bardzo mi przykro, najwyraźniej chodziłeś na te same zajęcia, na które uczęszczali szefowie koncernów muzycznych…”

A jakież to niby rozwiązania alternatywne przedstawił Gandalf? Argumenty ograniczyły się do prostego, życzeniowego stwierdzenia:

“będzie trzeba znacznie bardziej się wysilić, aby wymyśleć model biznesowy, metodę zarabiania, która zadziała w przypadku danego biznesu. Zniknie “uniwersalna” metoda – reklamy, a w zamian za to pojawią się miliony modeli dopasowanych do danego rynku, danej witryny, danej firmy. Każdy będzie sobie radził i przetrwają Ci, którzy będą pomysłowi. ”

Jak dostanę twarde pomysły, to może się zgodzę. Na razie twardy jest jedynie model reklamowy. Kierujesz się (Mikołaj) emocjami, jakąś złością, a nie realnym oglądem ekonomicznej sytuacji Sieci. Bajek nie kupuję, a swoje zdanie wyrażone u mnie w blogu podtrzymuję.

Aha, te dziesiątki i setki głosów w rodzaju “a ja i tak będę blokować” to nie głosy w dyskusji. To przejaw egoizmu w stylu “chcę mieć wszystko i za darmo”.

Powtarzam, zmienię zdanie, jak pokażą mi działający model zarobkowania niewymagający od internautów walki z reklamami.

@Wimmer
Zauważ, że AdBlock nie blokuje wszystkich reklam (najczęściej). Ja na przykład nic nie mam do tekstowych reklam Google albo nawet jakiś małych bannerów flashowych w ostateczności. Czasami nawet na nie klikam, jak mnie coś zainteresuje. Ale jak mi wyskakuje taki “poltergeist” to nawet nie patrzę czego to jest reklama – po prostu szukam krzyżyka, żeby ją zamknąć. Takie reklamy będę blokował bezwzględnie i nikt mi tego nie zabroni. Jeśli ktoś straci z tego powodu dochody (w co wątpię), to sam jest sobie winien. Kropka.

@wariat
Naszła mnie wczoraj podobna myśl. W świecie DRMów skopiowałbyś piosenkę z winyla jak tylko zostałyby złamane zabezpieczenia. Tak samo z kasety. I z CD. Oczywiście w świetle prawa nielegalnie.
Zresztą inna sprawa: załóżmy, że używam systemu operacyjnego bez obsługi DRMów. Chcę kupić płytę/film/cokolwiek zabezpieczone DRMem. Mam dwa wyjścia: kupić i złamać zabezpieczenia albo ściągnąć z Internetu bez zabezpieczeń. Oba nielegalne. Jedno kosztuje kilkadziesiąt-kilkaset złotych, drugie jest bezpłatne. Które wybiorę?
O ironio! DRMy miały zmniejszyć piractwo – tymczasem je zwiększą, bo ludzie nie będą mieli innego wyjścia.

Wimmer: hint nr1. – Flickr, hint nr2 – Myspace. I prosze, nie kaz mi obrazac Twojej elokwencji podajac kolejne, naprawde wierzysz, ze jak ludzie “pokonaja” reklamy, ktorych nie chca, to caly swiat sie zawali a Internet upadnie i nie bedzie serwisow darmowych i w ogole wszystko sie zmieni??? Uhh… szkoda.

@Wimmer
Pawle, tu nie chodzi o gotowe pomysły, ale o perspektywy rozwoju. Nie naszym zmartwieniem jest podsuwać specom od marketingu czy właścicielom serwisów internetowych nowych rozwiązań. My, użytkownicy, nie chcemy reklam – w TV, radiu, prasie, na wycieraczce… i będziemy sie bronić. Nie mamy interesu w tym, żeby reklama nas atakowała. Ty – całkiem słusznie – argumentujesz, że nasz interes polega na tym, że w zamian za reklamę otrzymujemy wartościową treść, ale tak jest dziś i będzie pewnie jeszcze jakiś czas. Jednak nie chodzi przecież o to, żeby na siłę stan ten pielęgnować poprzez zaniechanie instalacji AdBlocka. Użytkownicy będą reklam unikać, natomiast dostawcy treści i twórcy kampanii będą szukali nowych, bardziej kreatywnych rozwiązań (i nie chodzi tu skrypt “blokujący blokujących”).
W momencie, w którym ludzie mniej czasu spędzają przed ekranem telewizora, a więcej na youtube pojawiają się ciekawe kampanie wirusowe korzystające z tej zmiany zachowań – nikomu nie przyszło do głowy tworzenie kampanii “oglądaj 4h dziennie komercyjną telewizję aby zachować normę i uratować stacje telewizyjne przed upadkiem”. Mamy też płatne kanały z filmami które nie są przecinane reklamami. Wytwórnie filmowe zarabiają na product placement w filmach. Rynek się zmienia, ewoluują technologie i zachowania odbiorców.
Innym przykładem mogą być kampanie ambientowe czy guerilla marketing (proszę skorygować, jeśli namieszalem w terminologii) – statyczny billboard czy plakat na murze już nie przyciąga tak silnie uwagi, jest więc pole do popisu dla kreatywnych twórców reklamy wykorzystującej przestrzeń miejską, przedmioty, działającej za pomocą zaskoczenia, humoru, nietypowych elementów umieszczonych tam, gdzie się ich wcześniej nie spodziewaliśmy. To jest fajne, bo nastepuje rozwój. Za jakiś czas przestaniemy zwracac uwagę także na kampanie ambientowe i wirusowe, skończą się czasy gdy każda nowa kampania jest za darmo rozpropoagowywana na blogach o reklamie czy za pomocą linków wysyłanych do znajomych – i co? Przyjdzie taki nowy NoAdBlock i powie “ej, ludzie, rozsyłajcie nudne i wtórne wirusowe filmiki, bo dzięki temu zachowacie darmowy dostęp do treści”? (no być może przyjdzie…) Nikt nie posłucha, zadaniem specalistów od reklamy będzie wykombinowanie czegoś nowego, zadaniem serwisów które czerpią z tego zyski będzie znalezienie nowego sposobu generowania zysków. I znów będzie ciekawie 🙂

Zbychu, dalej nie ujawniasz alternatywnych modeli biznesowych, tak jaskrawo widzianych wprawdzie przez Mikołaja – jasnowidz jaki? – ale nie przeze mnie.
Daruj, zostaję przy swoim.

@Gandalf – pozwole sobie tu zgodzic w duzej mierze z Pawlem Wimmerem.

Jeszcze rok temu do tematu DRM i Reklam podchodzilem tak jak Ty Gandalf – dokladnie identycznie. Wyklady na mojej uczelni na temat prawa internetowego, patentowego, prawa autorskiego itd. przekonaly mnie, ze to co ja sobie wyobrazalem i Ty Gandalf sobie wyobrazasz zostanie niestety w sferze marzen – choc obydwoje sobie jak najbardziej zyczymy konca DRM, TCPA i reklam – tak sie nie stanie.

Zaczne od reklam:
jak chcesz finansowac strony internetowe jak nie za pomoca reklam? Jedyne rozwiazanie to kazac sobie placic za te uslugi, ktore teraz dzieki reklamom mamy darmowo.
ZUPELNIE INNA sprawa jest sprawa reklam wkurzajacych, co jest ale symptomem bardzo polskim – a Google z AdWords pokazuje do dzis ze za pomoca prostej nie rzucajacej sie w oczy reklamy mozna zarabiac miliardy…
Ale jak powiedzialem – kwestia wkurzajacych reklam to osobna sprawa!

Co do DRM:
Jestem przeciwnikiem DRM. Punkt. ALE: jak chcesz cos sprzedawac przez internet to musisz moc ograniczyc mozliwosc kopiowania tego – to jest podstawowym prawem autorow!
Poprostu roznica pomiedzy twoja skopiowana plyta winylowa na kasete czy kaseta na plyte CD jest taka, ze za kazdym kopiowaniem pogarszala sie jakosc – wiec ze wzgledow technicznych kopiowanie juz wtedy bylo ograniczone! Gdyz predzej czy pozniej uszy nie byly wstanie tej kopii wytrzymac…
Wraz z przejsciem na techniki cyfrowe niemamy pogarszania sie jakosci wraz z kazda kolejna kopia – kazda kolejna kopia jest IDENTYCZNEJ jakosci jak oryginal – i w tym lez problem.
Jak chcesz cos sprzedawac przez internet, musisz moc ograniczyc mozliwosc kopiowania tego.
ZUPELNIE INNA SPRAWA jest to co robia firmy muzyczne, ze uzywaja “zamknietych” systemow DRM ograniczajacych odtwarzanie czy przenoszenie utowrow na urzadzenia/systemy operacyjne niechciane przez producenta. Tu prawodawca, urzedy antymonopolowe/antykartelowe, urzedy ochrony konsumenta oraz sady MUSZA sie tym zajac tak aby utwor zakupiony w iTunes moglem odtworzyc zarowno pod Linuxem jak i na moim ulubionym odtwarzaczu MP3 ktory NIE musi byc iPodem!
To samo dotyczy ograniczania mozliwosci kopii zapasowej zakupionych utworow – przy zakupionej muzyce istnieje spore ryzyko ze po formacie C: czy zmianie komputera utowry przepadna – to TEZ jest sprawa dla powyzszych urzedow, prawodawcy i sadow!

P.S. Wyzej wymienione wyklady byly prowadzone przez najwiekszych zwolennikow OpenSource na mojej uczelni – ci profesorowie na codzien uzywaja Linuksa i programow opensource i promuja te rozwiazania wsrod studentow.

jeszcze do DRM:

dlatego jest koniecznie potrzebny OTWARTY system DRM umozliwiajacy producentom skuteczne zabezpieczenie swoich utowrow, a jednoczesnie umozliwiajacy konsumentom odtwarzanie tych utworow pod kazdym systemem operacyjnym i na kazdym odtwarzaczu.

@Wimmer

zgadzam się, numery z flashkami bywają często paskudne i też mnie wkurzają, gdy są nieuczciwe.

Czyli mogę je blokować, czy też nie? A jeśli mogę, to gdzie leży granica między tymi reklamami, których blokowanie jest moralnie ok, a tymi, których już nie? I dlaczego?
Nie wiem jak ty (no dobra, wiem – to tylko taka figura retoryczna), ale ja uważam, że jak kogoś denerwuje jakaś reklama, nawet jeśli jest to tekstowy banner, to ma święte prawo ją zablokować/wyłączyć. Zwracając uwagę na prawa producenta, pomijasz zupełnie prawa konsumenta.
Załóżmy hipotetyczną sytuację: Ściągnąłem z Internetu program (darmowy), który przy każdym uruchamianiu ujawnia komunikat z prośbą o przelanie, powiedzmy, miliona dolarów na konto autora. Oczywiście w życiu mu tyle nie zapłacę, więc zawsze klikam na “przypomnij później”. W końcu mnie to zdenerwowało i postanowiłem zainstalować nakładkę usuwającą to okienko. Mam do tego moralne prawo? Jeśli nie to powiedz mi, jak zyska autor na wyświetlaniu mi bezsensownego komunikatu? A jeśli tak, to dlaczego w identyczny sposób nie mogę blokować reklam? Jeśli jestem pewien, że nigdy nie kliknę na żadną reklamę, to dlaczego mam ich nie blokować? Dlaczego z góry zakładasz, że na pewno kiedyś kliknę na jakąś reklamę? *Ty* wiesz lepiej ode mnie co *ja* będę robił na *mojej* przeglądarce?
Pójdźmy twoim tokiem rozumowania dalej. To nie wyświetlanie reklam, tylko klikanie na nie przynosi zyski. Uważasz zatem, że powinnością użytkownika danej usługi jest klikanie na reklamy? Żeby reklamodawcom opłacało się wspierać usługi przez umieszczanie reklam, muszą mieć z nich zysk w postaci zwiększonych obrotów. Więc może jeszcze powinniśmy kupować reklamowane produkty, bo inaczej jesteśmy pasożytami? Tylko czy wtedy usługa na pewno jest darmowa? Widzisz absurd?

Coś mi się wydaje, że ktoś tutaj chce się bawić w złośliwości… no i ma pecha, bo nie mam czasu na zabawy.

Pozwolę sobie na parę cytatów. Pierwszy nieco personalny:

Kierujesz się (Mikołaj) emocjami, jakąś złością, a nie realnym oglądem ekonomicznej sytuacji Sieci.

Rzucisz jakimś cytatem ze mnie, gdzie jest ta złość, zaślepiająca realny ogląd ekonomicznej sytuacji Sieci? Tylko prosiłbym konkretnie, najchętniej jakiś cytat, gdzie nawołuję do blokowania wszystkiego…

Na razie twardy jest jedynie model reklamowy.

Wybacz, ale twardym można nazwać jedynie takie podejście do sprawy. A żeby być precyzyjnym — zerojedynkowe podejście, porównywalne do ograniczonego sposobu myślenia szefów koncernów muzycznych, cechuje osobników twardogłowych…

Zerojedynkowe podejście — po mojemu, albo w ogóle — to oznaka skostniałości myślenia.

Pamiętasz rynek gier komputerowych sprzed ~10 lat? Nowość kosztowała 150-200 ówczesnych złotych i w całej Polsce sprzedawało się kilkaset egzemplarzy gry. W wersji oryginalnej oczywiście, bo nikomu się nie opłacała lokalizacja. Piractwo w branży sięgało przynajmniej 90%, ale firmy stały twardo na stanowisku — po naszemu, albo w ogóle. Na szczęście znalazł się ktoś, kto poszedł po rozum do głowy i zmienił strategię cenową. Nagle lokalizacja gier zaczęła się opłacać, nagle zaczęły się opłacać przeceny starszych tytułów, nagle rynek gier okazał się być rynkiem dochodowym, z którego można czerpać pełnymi garściami.

Koncerny muzyczne jeszcze tego nie zrozumiały. Nadal za płytę “Pink Floydów” czy “Rolling Stonesów” sprzed 30-40 lat muszę zapłacić 60-80 złotych, bo koncern ponosi “koszt promocji”. Wyprodukowanie płyty i jej przetransportowanie do Polski to 5-10% tej ceny. Doskonale wiemy, że Waters czy Jagger nie zobaczą pozostałych kilkudziesięciu procent — to zgarnie koncern. Sprzedaż tych płyt nie jest porażająca, choć ludzi chcących posłuchać tej muzyki wciąż jest sporo. Gdyby ceny tych płyt zostały obcięte o 50%, to sprzedałoby się przynajmniej 2x więcej. To samo dotyczy sprzedaży plików MP3, których cenę ustalono na kieszeń nabywców z USA czy bogatszych krajów Europy Zachodniej. Połaszczono się na zysk jednostkowy, zamiast postawić na zysk na obrocie, przez co odcięto od możliwości zakupów szerokie masy z krajów mniej zamożnych. Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o handlu wie, że lepiej jest zarabiać niewiele jednostkowo ale sprzedawać wiele, niż zarabiać wiele przy sprzedaży jednostkowej.

Ja ograniczyłem swój wpis do uwypuklenia prostej antynomii – albo płacimy i dostajemy, albo nie płacimy i nie dostajemy. Tu nie ma wielkiej filozofii.

Przy tak ograniczonym podejściu rzeczywiście nie może być mowy o innych rozwiązaniach. Sęk w tym, że życie nie jest czarno-białe i mamy szereg wersji pośrednich.

Ty twierdzisz, że albo będziemy brać reklamy i będziemy mieli co czytać, albo nie będziemy oglądać reklam i nam Internet zamkną…

Bzdura.

1. Zawsze będą istnieli ludzie, którzy chcą się czymś podzielić, nie oczekując niczego w zamian. Oni będą z własnej kieszeni finansować swój serwis hobbystyczny czy blog, bo taką mają fantazję. To pierwszy punkt, który zadaje kłam Twojemu twierdzeniu.

2. Zawsze będą istnieli donatorzy, którzy sami nie potrafią czegoś zrobić, ale są gotowi wesprzeć już istniejący serwis — bez żadnych korzyści własnych. Niezłym przykładem może być np. Wikipedia, która nie tak dawno prowadziła zbiórkę funduszy. Przez kilka dni zebrana kwota była podwajana przez tajemniczego sponsora.
Inną formą tego samego zjawiska, jakże często spotykaną, jest przycisk PayPal, dzięki któremu można wesprzeć autora serwisu, dziękując za czas poświęcony na budowę serwisu czy za pobraną właśnie wtyczkę / program.

Zapewne w tym momencie zaczniesz twierdzić, że to nie są modele biznesowe. I będziesz się mylił…

Strony z darmowymi rzeczami do pobrania czy serwisy hobbystyczne mogą pełnić funkcję reklamową usług osoby prowadzącej serwis. To zwyczajna inwestycja, która może zwrócić się w najróżniejszy sposób. Programista publikujący snippety może zacząć pracować dla jakiegoś koncernu. Koder udostępniający proste wtyczki do przeglądarki / systemu blogowego może je odpłatnie modyfikować lub pisać na zlecenie rozszerzenia o pożądanych możliwościach. Autor serwisu “humanistycznego” może w ten sposób wyrabiać sobie nazwisko i kontakty, których w normalnych warunkach nigdy nie byłby w stanie zdobyć.
Prowadzenie darmowego serwisu to znacznie tańsza i znacznie lepsza forma reklamy, niż wykupiony kawał miejsca w gazecie czy potykacz przed biurem…

3. Kolejnym modelem biznesowym są serwisy zarabiające na pośrednictwie, m.in. serwisy aukcyjne. Jedna ze składnic fotek umożliwia wystawienie swoich zdjęć i pośredniczy w ich sprzedaży, zarabiając na pośredniczeniu. Opłaty nie są wielkie, ale ich kumulacja daje całkiem godziwy zarobek — bez reklam.

4. Następny działający model biznesowy to udostępnianie wiedzy specjalistycznej za abonament. U siebie na blogu podawałem przykład grupy Jane’s, zajmującej się szeroko pojętym bezpieczeństwem. Wykupienie dostępu do jednego z ich kilkudziesięciu serwisów to roczny koszt w okolicach 2-3 tysięcy dolarów USA. Jednocześnie ta sama grupa udostępnia za darmo skróty wielu informacji, co już wystarczy do “amatorskiego trzymania ręki na pulsie” w danej branży.

5. Jeszcze jedna metoda to umieszczanie w swoim serwisie artykułów sponsorowanych, zwane czasem “produkt placement”. Wzięta strona miłośników papużek może informować o karmieniu ich siemieniem lnianym, ale może też mówić o karmie firmy X. Miłośnicy kotów mogą przeczytać o szamponie “z odpowiednim pH”, ale mogą też poznać nazwę tego szamponu. Miłośnicy cyfraków przy okazji recenzji aparatu mogą zobaczyć na zdjęciach dobre akumulatory czy szybkie karty pamięci — wszystko firmy / dystrybutora Z.

6. Ostatnim modelem jest oczywiście model utrzymywania się z reklam. Jak pokazałem powyżej — zaledwie jeden z wielu, nie jedyny. Nie wyklucza on żadnego z wymienionych wyżej, bo życie jest skomplikowane i nie znosi próżni. Można jednak w każdej z tych kategorii znaleźć serwisy, których treść (taka czy inna) dostępna jest za darmo i które nie publikują reklam, istniejąc dzięki wspomnianym modelom biznesowym. Czyli jak się chce, to można…

Jestem pasożytem…

Wystarczyło kilka dni bez zaglądania do czytnika RSS, a człowiek stał się pasożytem, złodziejem, przestępcą i tak dalej. Przyznam, że nawet nie miałem czasu przejrzeć wszystkich głosów w tej sprawie, tyle tego się namnożyło. Zainter[…]…

Heh a nie jest przypadkiem tak, że AdBlock ma szansę wpłynąć na zachowanie reklamodawców? Właścicieli serwisów opłacanych z bannerów. Nie mam nic przeciw reklamom jako takim, mój mózg je filtruje znacznie lepiej niż AdBlockDwaPlusy, ale ….

Jest tu ktoś kogo kilka lat temu nie doprowadzały do szału okienka wyskakujące z wyskakujących okienek wyskakujących z …? Nie ma jak sądzę. Co się pojawiło? Pojawił się mechanizm blokowania wyskakującego syfu i … większość reklamodawców się ucywilizowała, bardzo rzadko można w tej chwili spotkać informację o tym, że “wyskakujka” została zablokowana.
Taką samą funkcję ma szanse spełnić adBlock. Są tacy co blokują wszystko jak leci, są tacy co blokują tylko to co drażni. Ja na ten przykład blokuję na laptopie wszystko co flashowe, bo na pentium 600 ze 128MB ram naprawdę tego nie potrzebuję. Blokuję też reklamu jeśłi przeszkadzają mi czytać tekst w miejscu gdzie często bywam. Jeśli nie bywam często i nawet jest tam baner to go olewam, bo wolę mieć mało w filtrze i wiedzieć co i skąd się tam wzięło.
Naiwnie wierzę, że podobnie działa większość użytkowników AdBlocka (czyli tych co już i tak blokują) i tak sobie myślę, że gdyby tych użytkowników AdBlocka było z 80% to reklamodawcy poszliby po rozum do głowy i nie trzeba by było nic blokować. Bo to naprawdę lepiej i znacznie wygodniej nie musieć mieć przy sobie rozszerzenia i zestawu filtrów.
Na koniec, jednej funkcji brakuje mi a AdBlock+, mianowicie zablokowania provbidera reklamowego, niech to będzie dla przykadku Google Ad Sense, ale tylko jeśli wystąpi na danej witrynie. To byłoby coś. Jeśli reklamodawca przegnie z banerami od google, to ja je zniknę. Ale nie zniknę tych samych banerów u innych. To mógłby być ten feature który zadziałał by najbardziej w pożądanym przeze meni kierunku, czyli cywilizowania reklamodawców.

A bokiem, jakoś do mnie nie trafia, że nie da się prowadzić dochodowego serwisu bez banerów. Nie ma tak na tym świecie, że czegoś się nie da (zabezpieczyć płyty przed kopiowaniem też 😉 ).

@Pitazboras – wkładasz mi w usta rzeczy, których nie powiedziałem, wymyślasz też rozmaite mało realne sytuacje (prześlij milion).

BTW – tak, usunięcie tej inwokacji będzie nadużyciem; jeśli jej nie chcesz, nie używaj tego programu.

A ja powiedziałem prosto – róbta co chceta, ale miejta świadomość skutków. Tylko tyle. Nie mieszaj treści akcji NoAdBlock z moim.

Ale jeśli masz jakiś pomysł na finansowanie bezpłatnych usług bez reklam, to chętnie wysłucham. Nie przyjmuję jednak argumentów w rodzaju “jakoś to będzie”. Po kilku dniach ostrego młyna w blogach i forach nie padła ani jedna sensowna propozycja altenatywy dla reklamowego modelu biznesu. Padło za to mnóstwo przykrych słów pod adresem autora akcji (sam sobie zresztą napytał biedy radykalizmem), są też przykłady fizycznej agresji, sieciowego chuligaństwa.

@Wimmer

wkładasz mi w usta rzeczy, których nie powiedziałem

Jakieś konkrety? O ile dobrze zrozumiałem, to uważasz, że nie powinno się blokować wyświetlania reklam, bo przynoszą one zyski twórcom darmowych usług. I tego się trzymałem w moim wywodzie. Nie wpychałem ci żadnych innych słów.

wymyślasz też rozmaite mało realne sytuacje (prześlij milion)

To była bezpośrednia analogia do reklam. Miałem nadzieję, że ją zrozumiesz, widzę jednak że muszę ją wytłumaczyć. Według mnie jeśli mam *pewność*, że nie wyślę tego miliona, to nie robię nikomu krzywdy usuwając wyskakujące okienko (jeśli uważasz, że robię, to jaką?). Tak samo z reklamami. Jeśli mam pewność, że nie kliknę na żadną reklamę, to nie robię nikomu krzywdy blokując je (jeśli uważasz, że robię, to jaką?). Z góry odpowiedziałem też na twoją ewentualną argumentację, że nigdy nie wiem czy coś mnie nie zainteresuje. Po prostu wiem lepiej co będę robił na mojej przeglądarce niż ty, więc mam prawo mieć pewność, że jednak nic mnie nie zainteresuje.

tak, usunięcie tej inwokacji będzie nadużyciem; jeśli jej nie chcesz, nie używaj tego programu.

To teraz mi odpowiedz na moje następne pytanie. Przypomnę ci je: “Jeśli nie to powiedz mi, jak zyska autor na wyświetlaniu mi bezsensownego komunikatu?”

Nie mieszaj treści akcji NoAdBlock z moim.

Twój artykuł był próbą obrony (czy raczej wytłumaczenia) akcji NoAdBlock. Więc nie dziw się, że się miesza.

Ale jeśli masz jakiś pomysł na finansowanie bezpłatnych usług bez reklam, to chętnie wysłucham.

Gandalf podał ci już dwa przykłady. Ja dodam jeszcze trzeci: Wikipedia.

@Pitazboras – przykłady Gandalfa nic mi nie mówią; dalej nie wiem, na czym polega odmienność ich modelu. Wikipedia? Chyba żartujesz? A kto je niby finansuje, jak nie fundacja? Onet czy Fotosik też sugerujesz tworzyć na bazie fundacji?

Odnośnie DRM:
Obawiam się że kupowanie oryginalnych CD to błąd. Uściślę.
Kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy odtwarzacze nie zechcą przyjąć płyty CD. Spójrzcie co się dzieje teraz. Walka pomiędzy nowymi standardami płyt, BluRay oraz HD Dvd. Obydwa prześcigają się w różnych formach zabezpieczeń typu DRM. W obydwu pomysłem jest dezaktywacja kluczy, które służą do odszyfrowania treści (film/muzyka). Tak że nadejdzie tak zwany “piękny dzień”, kiedy oryginalny kupiony nośnik typu DVD/Blu stanie się bezużyteczny, a mechanizmy DRM uniemożliwią skuteczne skopiowanie takiego nośnika. W dodatku nośniki takie jak CD czy obecny MP3 mogą zostać uznane za ostoję piractwa, i ….. zdelegalizowane. Co do MP3 to być może przesada, ale co do CD, przestaną być one produkowane, jako “zbyt łatwe do nieautoryzowanego skopiowania”.
Zastanawiam się także, czemu nadal większość muzyki jest oferowana na przestarzałych CD, skoro znacznie lepszą jakość uzyskuje się na audio/DVD. Po prostu producenci mają to w nosie, gdyż uważają że większość odbiorców i tak ma CD, podczas gdy przy obecnych cenach, tani czytnik DVD może być niemal w każdym domu.
Mając to wszystko na uwadze uważam, że obecnie wielkie korporacje promujące DRM są zagrożeniem dla praw konsumenta, a współczesny użytkownik który stara się być legalny, i tak naraża się w przyszłości na straty. CD w niedalekiej przyszłości stanie się białym krukiem tak jak teraz białym (a w zaasadzie czarnym) krukiem są płyty winylowe, i sprzęt służący do ich odtwarzania. To samo dotyczy kilku innych technologii, jak taśmy szpulowe, kasety kompaktowe czy nawet kasety VHS.
Moim zdaniem to bardzo dobrze że istnieje piractwo, istnieją hackerzy którzy potrafią łamać głupawe zabezpieczenia. Z jednej strony skozdzą oni wytwórniom i bardzo pośrednio autorom, ale z drugiej pozwalają na zachowanie resztek praw konsumenta, i pozwalają na trwałe zachowanie dóbr kultury, w postaci wielu kopii uznanych przez współczesne paragrafy za nielegalne.

Tak nawiasem. obecnie miałbym nikłe szanse na obejrzenie filmu “O dwóch takich co ukradli księżyc” z Kaczyńskimi w roliach głównych, gdyby nie internetowe piractwo i złamane zabezpieczenia DVD które są jedną z wielu form DRM.
Niestety to samo dotyczy wielu innych treści. Np. konia z rzędem temu, komu uda się legalnie kupićw sklepie jakiś muzyczny album zespołu “The B’52”. A takich przypadków są setki tysięcy.

Jeśli chodzi o adblock, w 100% popieram autora artykułu. Ja stałem się egoistą w momencie, kiedy reklamy zaczęły mnie zalewać ze wszystkich stron. Wybaczcie, ale reklamy ogląda się przy okazji oglądania treści serwisu, a nie serwis przy okazji oglądania reklam. Prawda?

@Wimmer
Fundacja też jakoś te pieniądze zdobywa (jak? to chyba wiesz, o ile dobrze pamiętam, sporo kiedyś pracowałeś na Wiki). Przedstawiłem inny, odmienny sposób radzenia sobie bez reklam – Wikipedia jest jedną z najczęściej odwiedzanych witryn na świecie, a mimo konieczności używania mocnych serwerów jest darmowa i nie ma żadnych reklam. Nie sugeruję, żeby tworzyć Onet czy Fotosik na bazie fundacji. Sugeruję, że *mogą* wziąć przykład od innych – jak choćby wspomnianego Flickera.
Firefox jest finansowany przez fundację, ale Opera czy Flock już nie. A mimo to nie wyświetlają reklam (ani wewnątrz programu, ani na swoich stronach internetowych) i są darmowe. Jak one to robią? No po prostu zdumiewające, nieprawdaż?
Chcesz konkretny model zarobkowania bez reklam? Pobieranie opłat za specjalne opcje (konta “pro” i takie różne). Mnóstwo usług jest teraz tak oferowanych i są uniezależnione od reklam (choć, oczywiście, wiele z nich dalej reklamy zamieszcza). A użytkownicy darmowych kont rzadko narzekają, że za coś ekstra trzeba tam płacić.
A co z odpowiedzią na nurtujące mnie pytania z poprzedniego komentarza? I z jeszcze poprzedniego? Nie mogę się doczekać, bo jakoś zupełnie je pominąłeś…

@Wimmer: Cześć! Coś się obawiam, że dla kogoś, kto ma młotek, wszystko wygląda jak gwóźdź =} , czyli jeśli a) wiesz, że reklamy przynoszą zyski, to b) zyski kojarzą ci się już tylko z reklamami.

Ja tu widzę wiele różnych problemów i podejrzewam, że dlatego ta dyskusja jest taka chaotyczna. Kilka moich uwag:

* nikt by tak nie walczył z reklamami, gdyby był w nich umiar albo jakaś znana powszechnie granica – a nie ma

* ja jako konsument nie muszę proponować jak biznesman ma zarabiać, mogę najwyżej podpowiedzieć jak mi coś do głowy przyjdzie albo zaprotestować, jak mi się coś nie podoba, ale to przedsiębiorcy kombinują, a ja reaguję, czyli głosuję nogami (albo np. adblockami); zasada “klient nasz pan” jest oczywiście przegięta jeśli się ją rozumie dosłownie, ale zachowajmy zasadniczy sens (biznes jest dla ludzi, a nie ludzie dla biznesu), nie zamieniajmy tego na model odwrotny (klient ma się starać, żeby przedsiębiorcy było dobrze)

* w pracy chętnie kupujemy drukarki od ich polskiego dystrybutora – tak się składa, że jedynego, ale nawet pojawienie się konkurentów łatwo nas nie przekona do zmiany, bo pani z obsługi naprawdę miło i szybko załatwia sprawę; to jest najlepsza reklama i nie dość, że nie uciążliwa, to wręcz pożądana i z obopólną korzyścią; prostej analogii do sieci nie ma, ale chciałem przypomnieć, że klienta przyciąga także jakość obsługi oraz ciekawy pomysł, użyteczność itp. Reklamy rozrastające się bez umiaru zaczynają obniżać jakość usług i wolę np. mniejszą pojemność konta, ale mniej zapaćkaną, ale nikt tego nie liczy (w rankingach serwisów upierdliwość reklam powinna być liczona jako kategoria wchodząca do oceny) i panuje kult reklamy już chyba tylko dla samej reklamy

* jeśli ludziom coś jest potrzebne i mają zaufanie do firmy, to zapłacą – nie za wszystko, ale za rzeczy dodatkowe, ale za to – uwaga, uwaga – nawet jeśli nie muszą! (vide: dobrowolne wpłaty dla artystów na jamendo, od której firma odcina niewielki, stały kuponik)

Może dobrze, że ta kampania się rozpoczęła, bo jest nad czym myśleć, ale w tej postaci to jest ewidentne pójście na łatwiznę i MSZ nawet postawienie na głowie zasad wolnego rynku.

Pozdrawiam.

Pawle: skorzystaj z potęgi Google’a 😉 Wpisz “Flickr business model”, albo dowolny inny przytoczony przyklad i poczytaj.

Zarzucasz mi (i innym), ze nie podajemy rozwiazan, a moim zdaniem Ty ich po prostu nie dostrzegasz. Mam Ci opisac w sposob matematyczny model dochodowy WordPressa, czy Flickra? Nie dasz rady samemu znalezc?

A zauwaz, ze sie bardzo pilnuje… Moglbym podac Ci przyklad Digga albo Technorati, ktorych modelem biznesowym nie sa reklamy, ale maja je jako dodatek, wiec upieralbys sie pewnie, ze “nie da sie inaczej” 😉

Przyklad Pitazborasa jest imho sensowny. Gdzie lezy granica? Czy mam prawo zamknac oczy ogladajac telewizor podczas reklam? Przelaczyc kanal? Czy jest to “moralnie” sluszne skoro wiem, ze statystycznie odbieram stacji dochod? A co jesli ja “wiem”, ze nie kupie nic reklamowanego? Mam prawo czy nie?
Czy moge zaslaniac kartka papieru elementy strony WWW z reklama czy nie moge? Gdzie lezy ta granica? 🙂

(zauwazmy, ze rozmawiamy w Twoim ogrodku – o moralnosci postepowania. Prosty rachunek spoleczno-ekonomiczny mowi, ze nikogo to nie obchodzi – nie chca reklam, beda blokowac, swiat sie dostosuje do tego albo rozpadnie na malutkie kawaleczki – goraco wierze, ze stanie sie to pierwsze ;)).

Adrianer:

Oh! Alez to oczywiste! NIKT, doslownie NIKT z tu dyskutujacych nie mowi “Nie powinno dac sie zabezpieczyc przed piractwem” 🙂 To tak jak z wojna o patenty na oprogramowanie. Przeciwnicy tej ustawy nie sa przeciwko patentom jako takim, tylko obecnej ich formie!!!

Problem, co staralem sie wykazac w moim poscie, polega na tym, ze jesli biznes dostal za X kasy narzedzie, ktore spelnia ich zapotrzebowanie, a przy okazji robi mnostwo szkod, to ich to nie obchodzi, bo szkody nie sa robione im, tylko innym (kulturze, uzytkownikom w czasie dluzszym niz taki potrzebny, aby sie zorientowac i nie kupic od tej firmy) i tak dalej.
Oczywiscie, ze taki “Dobry DRM” bylby potrzebny. Problem polega na tym, ze biznes nie bedzie go szukal. Po co? Ten “Niedobry DRM” jest dla nich wystarczajacy, a majac do wyboru albo skorzystac z tego co maja pod reka, i co wyrzadza “jakies tam, teoretyczne szkody”, albo wydac kolejne miliardy dolarow na poszukiwanie lepszego rozwiazania, jest oczywiste, ze tego nie zrobia. Co ich obchodza otwarte standardy, wsparcie dla linuksa, interoperacyjnosc, i tak dalej, skoro na drugiej szalce tej wagi lezy mnostwo zielonych dolarow. Sorry…

Nie bedzie “Dobrego DRM”, poki ten “Zly DRM” nie przepadnie…

Rzondamy interwencyjnego skópu reklam!…

W ostatnich debatach na temat akcji NoAdBlock spotkałem się z najróżniejszą argumentacją dotyczącą etyki blokowania reklam. Po uproszczeniu niektóre z nich sprowadzałyby się właśnie do tytułowych żądań. Mam nadzieję, że oczka nikomu ……

@Gandalf – moim ogródkiem nie jest “moralność postępowania”. Ani przez chwilę się nie zająknąłem na temat. Moim ogródkiem są twarde ekonomiczne realia.

Świat się oczywiście nie rozpadnie. A to dlatego, że znaczna większość ludzi nie będzie blokować (nawet nie będzie mieć świadomości problemu), a firmy zapewne dostosują się nieco do krytycznych głosów.

Mój dodatkowy komentarz do ekonomicznej strony funkcjonowania biznesu w Sieci, ze szczególnym uwzględnieniem polskiego:
http://poradnikwebmastera.blox.pl/2007/02/Buleczka-za-13-groszy.html

Moim zdaniem autor witryny ma takie samo prawo użyć skrypt wykrywający blokowanie reklam i wyświetlić komunikat jak właściciel sklepu nakleić na drzwiach zakaz wchodzenia z lodami.

Comments are closed.