Categories
main mozilla tech

Mozilla a EULA

W wyniku publikacji na heise, skopiowanej na slashdocie, webwatch mozillipl zapełnił się informacjami o problemach z EULA w Ubuntu oraz komentarzu Marka.

Zanim przystąpiłem do odpowiadania, z dziennikarską sumiennością prześledziłem wszystkie artykuły i większośc komentarzy dotyczących tej sprawy.

Zacznijmy od tego, że sytuacja z EULA w Ubuntu jest wynikiem błędu. Jest wręcz skutkiem ubocznym. Nasza sytuacja z licencjonowaniem jest dziwna, przede wszystkim dlatego, że sama idea ochrony znaków handlowych jest trochę na bakier z naszymi ideałami i celami statutowymi. Temat ochrony znaków towarowych i przyczyn dla których to robimy był już analizowany setki razy i nie będę się tutaj rozwodził. Sytuacja akurat z EULA w Fx 3.0 jest dodatkowo specyficzna, ponieważ jest ona z kolei wynikiem sytuacji prawnej w UE i USA, która nie dotyczy bardzo wielu naszych użytkowników i jest jako taka dla nas wyłącznie źródłem problemów.

Najważniejszy element tej sytuacji jest taki, że Mozilla nigdy nie chciała wyświetlać takiej EULI. Ba! Mozilla najchętniej nie chciałaby wyświetlać żadnej informacji jakkolwiek związanej ze sprawami prawnymi. Niestety, na ile rozumiem zawiły język prawniczy, musimy.

W efekcie, wszystko czego trzeba było, aby Mozilla zaczęła pracować nad zmianami zaistniałej sytuacji to informacja na temat problemu ze strony Ubuntu. Właściwie, gwoli dziennikarskiej rzetelności, RedHat ubiegł Ubuntu i to oni pierwsi zgłosili się z tym problemem.

Nie da się rozwijać oprogramowania, zmieniać, tworzyć bez popełniania błędów. Każdy kto coś robi je popełnia. Sztuka polega na umiejętności dostrzegania ich, racjonalnego analizowania i przyjmowania krytyki, bez obrażania się. W chwili obecnej trwa dyskusja nad optymalnym rozwiązaniem na kanałach IRC, grupie newsowej i w komentarzach na blogu Mitchell Baker i Harveya Andersona. Dyskusja jest gorącym tematem wśród członków projektu i mam poczucie, że mechanizm whistle blowingu zadziałał tutaj dobrze.

Nie mam wystarczającej wiedzy specjalistycznej, aby analizować całą sytuację i oceniać możliwe rozwiązania. Mogę powiedzieć, że jak wielu moich kolegów i koleżanek z projektu Mozilla nie podoba mi się wyświetlanie jakichkolwiek umów komukolwiek, a sama idea EULA wydaje mi się niezgodna z kierunkiem w jaki chciałbym, aby rozwijało się oprogramowanie. Jednak wiem, że moje spojrzenie, to spojrzenie laika, na dodatek uprzedzonego do wszystkiego co wiąże się z prawem i Internetem (wybacz Vagla).

To co mnie smuci, to jak łatwo ludzie, których nie posądzam o dogłębne zrozumienie zagadnienia, budują uproszczoną wersję i jak łatwo przyjmują, że ktoś ma inne wartości i inne (złe) intencje. Z dziennikarzy, którzy napisali dziś i wczoraj o tym problemie, żaden nie skontaktował się ze mną, żaden nie poczekał na komentarz drugiej strony, zaś wśród komentujących zauważyłem niesamowitą łatwośc formułowania czarno-białych streszczeń sytuacji z Mozillą odwracająca się od własnych ideałów na czele. Czemu tak łatwo to przychodzi? Uznanie, że ktoś zepsuł się tylko dlatego, że osiągnał sukces? I czemu tak świetnie pasuje to na treść szokującego newsa?

Trochę podobnie jak z tym wysyłaniem do Google… może nie my, może nie adresy, może nie googlowi, ale plotka już się przyklei i niezależnie od energii włożonej w sprostowania jeszcze nie raz pewnie usłyszymy kogoś kto zapamiętał zarzuty. Te, którymi tak łatwo kogoś nastraszyć.

Zastanawiam się czy w historii Mozilla zrobiła coś złego. Takiego, które przez większość społeczności FLOSS, która zapoznała się z argumentami obu stron, zostało by zapamiętane jako szkodliwe i upierała się przy tym jako czymś dobrym. Przecież tyle w ostatnich latach pojawiło się poważnych artykułów tekstów o Mozilli…  Więc. Zdarzyło się tak? Naprawde nie zasłużyliśmy sobie na odrobinę zaufania, takiego jakie daje się znajomemu, zanim oceni się jego postępowanie jako celowo szkodliwe?

Aktualizacja: Slashdot już ładnie opisał reakcję.

Aktualizacja 2: Gotowa propozycja rozwiązania w Firefoksie 🙂

11 replies on “Mozilla a EULA”

Dlaczego musicie? Czytam o tej sprawie w różnych miejscach i nigdzie nie widziałem żadnego wyjaśnienia, czemu EULA w Firefoksie ma służyć i co ją wymusza (nie przypominam sobie nawet żadnego stwierdzenia ze strony Mozilli, że to jest w ogóle wymuszone).

Qrczak: sytuacja prawna w wielu panstwach jest wlasnie taka, ze nie wyswietlaajc EULA przejmujesz pelna odpowiedzialnosc za wszystko co twoj program robi. Nie wyswietlenie EULA spowoduje np. w Niemczech, ze moglbys pozwac autora za jakikolwiek problem.

Inna sprawa w tej kwestii pozostaje tlumaczenie EULA: w Niemczech i w Polsce chyba tez (VaGla?) nieprzetlumaczona EULA jest z prawnego punktu widzenia niewazna, czyli tak jakby jej nie bylo… Moje przeczucie mowi ze wiekszosc panstw UE ma taki przepis…

Co wymusza? IMHO (choć IANAL, a już w ogóle IANA-US&A-L) Nic, w tej całej licencji tak naprawdę nic istotnego nie ma:

Preambuła:

“Wersja źródłowa części funkcjonalności jest dostępna na MPL i innych licencjach open-source”. “Część funkcjonalności” to przeżytek z wersji 2.0, kiedy w skład Firefoksa wchodził niewolny komponent Talkback, zastąpiony dziś przez opensource’owy Breakpad. Poza logotypem i nazwą “Mozilla® Firefox™” nie ma już nic zastrzeżonego prawnie w Firefoksie, a kwestię znaków towarowych regulują osobne przepisy (plus dopisek “this and that are registered trademarks of…”, który jest w About), więc (choć IANAL) nie ma sensu tego tu powtarzać.

“Podczas instalacji lub używania … mogą zostać zaoferowane komponenty producentów zewnętrznych na innych warunkach” – oczywista oczywistość, poza tym “inne” warunki ma tylko Flash, którego instalator (o ile dobrze pamiętam) wyświetla adobowską EULA.

Punkt 1 i punkt 2 (przyznanie i wypowiedzenie licencji) – typowe klauzule, bez których żadna umowa nie ma sensu, nie ma tu nic szczególnego i nic, czego nie regulowałaby MPL/LGPL/GPL.

Punkt 3: “prawa własnościowe” – nic w tej umowie nie ogranicza MPL i *GPL. No bo i nie może, kolejna oczywista oczywistość. “Mozilla, for itself and on behalf of its licensors, hereby reserves all intellectual property rights in the Product, except for the rights expressly granted in this Agreement” – regulowane i tak przez *PL. “Nie możesz majstrować ze znakami towarowymi” – i tak regulowane przez odpowiednie prawa dot. znaków towarowych.

Punkty 4-5: “brak gwarancji” i “zrzeczenie odpowiedzialności”: “jeśli strzelisz sobie w stopę, to pisz na Berdyczów”. Mniej-więcej to samo, co punkt 7 MPL (choć przydałoby się, by MPL mówiła nie tylko o źródłach). Podobne zapisy w *GPL.

Punkt 6: “export controls” – aleosohozzi? Ja nie importuję tego z US&A, ściągnąłem z serwera, który stoi w Amsterdamie (w podsieci *.nl.mozilla.org :)). Co mnie obchodzi idiotyczne prawo US&A, jeśli importuję z państwa członkowskiego UE? Warunek być może istotny dla osoby, która stawia pierwszy mirror w Europie…

Punkt 7: “Użytkownicy końcowi rządu US&A” – bełkot przepisany z licencji i strony about: Netscape’a 4.x. Jak dla mnie bez sensu, ale w idiotycznym systemie prawnym US&A może być istotne stwierdzenie, że program komputerowy jest programem komputerowym, a jego dokumentacja (której wewnątrz Fx 3 zresztą już nie ma) jest dokumentacją programu komputerowego, a użytkownicy rządowi uzyskują go na “niniejszych warunkach” (czyli, kurde, tak jak wszyscy inni, więc znowu: ossohozi? ;-))

Punkt 8: typowy bełkot amerykańskoprawny, bez znaczenia, z wyjątkiem takim, że jeśli chciałoby mi się pozwać MoCo, to mam to zrobić w stanie Gubernatora-Terminatora (jako laik prawny – nie wiem, czy to legalne). 🙂

Tak więc jak dla mnie licencja powinna wylecieć, a w “O programie” wystarczy info o MPL/GPL/LGPL (plus to, co już tam jest, że Firefox to trejdmark MoFo itd.).

marcoos: zgodze sie z Toba w jednej rzeczy ktora z Twojego tekstu wynika: ze EULA powinna byc dopasowana/wogole sie pojawiac w zaleznosci od jezyka+kraju Firefoksa. Bo EULA nie spelniajaca czy wykraczajaca poza wymogi prawa danego kraju jest nikomu na nic nie potrzebna…

Riddle: co do EULA przy pierwszym uruchomieniu: w Niemczech taka licencja jest zgodnie z wyrokiem Sadu Konstytucyjnego niewazna. Zeby byla wazna musi sie pojawic zanim uzytkownik kupi/pobierze program. Choc w przypadku pobran z Internetu nie jest do konca jasne czy musi byc przed pobraniem czy przed instalacja (wyrok byl w oparciu o kupowanego Windowsa).

Riddle: iTunes wyświetla EULA nie przy “pierwszym uruchomieniu”, tylko przy pierwszym uruchomieniu i po każdym zaciągniętym apdejcie (co doprowadza mnie czasami naprawdę do szewskiej pasji ;-))

Adrianer: widziałeś EULA przy Gimpie? Albo OpenOffice? Albo Epiphany? To czemu my mamy straszyć użytkownika takim syfem? Zwłaszcza, że tak naprawdę to jest tylko robienie złego wrażenia, bo w tej EULA po prostu zupełnie nic nie ma, jak wykazałem powyżej? 🙂

Daleki jestem od stanowiska linuksiarzy bardziej fanatycznych niż ja: “macię EULA, to spier* z tym ograniczającym Wolność y Niezawisłość szajsem, od dziś będę używał telnet 80 !!!!111jedenaście!111!!!”, ale jednak w narzekaniach na ten bełkotliwy tekst i sposób jego wyświetlania jest sporo racji.

Comments are closed.